sobota, 22 lutego 2014

Rozdział XII


Nie każ mi czekać - długo tak...
Aż się pojawisz przy mnie znów...
Bo tak mi bardzo - Ciebie - brak...
Brak Twego ciepła... Twoich - słów.
Nie każ mi czekać - chwili - dłużej...
Na powrót Twój - tak upragniony...
Na łódce marzeń mych - niedużej...
Wypływam z każdym snem - stęskniony.
I wypatrując Cię - z oddali...

Pół roku później:

Bella:

Od dnia kiedy dowiedziałam, że Edward jest w śpiączce nie opuszczam szpitala. Wychodzę tylko aby pójść coś zjeść i spać. Całe dnie spędzam w jego sali. Mówię do niego wspominam chwilę kiedy spotkałam i byliśmy przyjaciółmi mogłam liczyć na niego w każdej sytuacji. Dla mnie w tej chwili nie liczy się nic oprócz tego aby Edward wybudził się ze śpiączki i mogliśmy dalej być szczęśliwi i planować wspólną przyszłość. W związku z mają chorobą okazało się, że to jest krwiak który z czasem sam się wchłaniał i nie trzeba było operować. Teraz muszę nadrobić w szkole ale w tym pomagają mi Alice, Rose, Emm i Jazz przynoszą mi lekcje pomagają uczyć się i tłumaczą to czego nie rozumiem. Starają się jak mogą ale mi jest trudniej gdyż nie mogę wtulić się w bezpieczne i silne ramiona Edwarda ani usłyszeć jego głosu leży na łóżku jakby spał i był w swojej krainie snów. Zawsze mogę liczyć na wsparcie nie tylko moich rodziców ale też rodziców Edwarda. Kiedy tak siedziałam w sali przyszedł lekarz aby sprawdzić stan Edwarda.

- Dzień dobry - przywitał się z uśmiechem
- Witam doktorze - przywitałam nie patrząc na niego.
- Jest jakaś poprawa ? - odwaracając w jego stronę
- Niestety ale nie. Dalej trzeba mieć nadzieję, że jednak postanowi wrócić do nas. - odpowiedział
- Bello powinnaś iść do domu odpocząć bo siedzisz cały czas przy nim.
- Nie - odpowiedziałam.
- Pójdziesz wtedy gdy będzie ktoś przy nim siedział? - zapytał nie ustępując
- Tak - odpowiedział po glębszym zastanowieniu.
- Dobrze w takim razie idę załatwić kogoś na zastępstwo.

Carslie :

Siedziałem w pokoju lekarskim i uzupełniałem dokumenty. Zastanawiałam się jak mogę pomóc własnemu dziecku. Niby jestem lekarzem a nie mogę zrobić nic kiedy trzeba pomóc Edwardowi. Trzeba czekać aż sam zechce wrócić. Nagle do pokoju wszedł Alex.

- Witaj Alex - przywitałem się
- Cześć - odpowiedział
- Czy możesz zadzwonić do kogoś aby przszedł i zamienił się z Bellą?
- Jasne... Już dzwonie. Jak udało Ci się ją namówić do tego aby odpoczęła? - Zapytałem się
- Nie było to trudne, - odpowiedział
- Musiałem tylko obiecać, że ktoś będzie przy nim siedział gdy ona będzie odpoczywać.
- Że ja na to szybciej nie wpadłem - zastanawiałem się.
Idę zadzwonić. Wyszedłem z pokoju.

Alice :

Siedzieliśmy wszyscy u mnie w domu i zastanawialiśmy jak możemy pomóc Belli przez to wszystko przejść. Ona najbardziej to przeżywa choć stara się pokazać, że wszystko jest w porządku to ja i tak wiem, że nie tylko obwinia się o wypadek który nie był z jej winy. Kiedy tak siedzieliśmy i każdy bił się ze swoimi myślami i zastanawialiśmy się jak możemy pomóc ale nic nikomu nie przyszło do głowy aż szkoda no ale cóż. W pewnym momencie usłyszałam, że dzwoni na dale telefon ale nie chciało się mi ruszyć aby odebrać a poza tym mama była na dole więc ona może.

Esme:
 Byłam akurat w kuchni i przygotowywałam obiad. W pewnym momencie zadzwonił telefon więc poszłam odebrać bo nikt inny nie kwapił się do tego. 

- Słucham? Witaj kochenie. - przywitałam się.
- Witaj Esme. Czy jest w domu Alice? - Zapytałem
- Stało się coś? - Zapytałam 
- Nie... Ale jest mi potrzebna Alice - odpowiedziałem
- uff to dobrze. Zaraz ją zawołam.
- Alice - krzyknełam
-Tak? - odkrzyknęłam
- Zejdź na dól tata do ciebie dzwoni..
- Cześć tato. Co tam?
- Cześć Ali. Możesz przyjechać do szpitala aby zastąpić Bellę przy łóżku Edwarda? - Zapytałam
- Tak nie ma problemu. Będę za pół godziny.

Alice:

Wróciłam do pokoju aby się przebrać i przygotować się do wyjścia. W między czasie gdy się przygotowywałam opowiedziałam reszcie po co dzwonił mój tata. Powiedzieli, że pojadą ze mną i Jasper zabierze Bellę do domu. Po niespełna 15 min byłam gotowa do wyjścia i pojechaliśmy do szpitala. Od razu po przyjściu do sali Edwarda Jazz zabrał Bellę. Po dwóch godzinach od wyjścia Belli ze szpitala z Edwardem działo się coś niepokojącego...
- Emm idź po lekarza - krzyknęłam

 Każdy nowy dzień jest kwiatem
Który zakwita w naszych rękach
Tam gdzie się kocha, nigdy nie zapada noc.
Serce to cząstka człowieka,
Które tęskni, kocha i czeka.
**********************************************************************************
Jest to już ostatni rozdział..... Zostało mi tylko napisać Epilog. Dziękuję za komentarze pod rozdziałami.

2 komentarze:

  1. on chyba nie umiera? Oby nie umarł, bo to będzie smutne. A może się wybudza? Kto to wie, prawdopodobnie tylko ty. Pozdrawiam i czekam na epilog :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No mam nadzieję, że on nie umrze. Oczywiście czekam na epilog i w ogóle to szkoda, ze to już koniec. Pozdrawiam i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń